Choć staram się śledzić wszystkie premiery i zapowiedzi, ciągle zdarza mi się coś jeszcze przeoczyć. Wtedy otwieranie paczki z egzemplarzem recenzenckim jest niespodzianką. Ale rzadko zdarza się, żeby ta niespodzianka dosłownie zaparła mi dech w piersiach. A tak było przedwczoraj, kiedy dotarła do mnie książka Chłopiec z wyspy od Wydawnictwa Polarny Lis.
Mam ochotę obfotografować ją całą. Tak zachwycam się tymi ilustracjami, że nie wiem na którą stronę się zdecydować. Chciałabym Wam pokazać wszystkie.
Nic dziwnego – autor, Max Ducos, jest francuskim malarzem. Opowiadałam Wam kiedyś w PnŚ o innej jego książce Noc w Leśnej Szkole i już wtedy byłam jego wielką fanką.
Tym razem zabiera nas w podróż na tajemniczą wysepkę, do świata mitycznych morskich stworów, żeglarzy i ludu, który ukochał morze i jego mieszkańców. Świata, w którym w otoczonej morską pianą wieży uwięziony jest chłopiec, który jako jedyny może ocalić stado narwali.
Ale zacznijmy od początku. Narratorem książki jest Tymek, współczesny chłopiec, który właśnie spędza wieczór pod opieką starszej siostry. Zdenerwowany kłótnią z Filipiną, z którą ostatnio słabiej się dogaduje, zrywa ze ściany obrazek, który dla niej narysował. Wraz z rysunkiem, od ściany odpada kawałek tapety. Świat, który widać przez dziurę wydaje się niemal namacalny. To przejście do innej rzeczywistości.
Tymek trafia na skaliste wybrzeże. Jego pokój z tajemniczą latarnią morską łączy tylko linowa kładka. Poznaje tam Morgana. Syn oceanu opowiada mu historię swojej rodziny, która znalazła schronienie na majaczącej na horyzoncie wyspie - Orlandii. Mówi o tym jak odkrył tajemnicę mordu na narwalu, zwierzęciu, które wyspiarski lud Orlandów uważa za święte. Chciwy kapitan chcąc pozbyć się świadka, wyrzucił go za burtę. Morganowi udało się dopłynąć na wyspę z latarnią. Nie może się z niej jednak wydostać strzeżony przez strasznego potwora z głębin. Jedyną jego rozrywką jest łowienie ryb. Jednak czas ucieka. Niebawem narwale, jak co roku, pojawią się u wybrzeży Orlandii. Tylko Morgan i Tymek wiedzą, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo. Na dodatek na Morgana czeka na Orlandii przyjaciółka…
Nasz bohater postanawia pomóc nowemu przyjacielowi. Sam trochę żeglował. Wie jak zbudować prostą łódź. Z domu przynosi skrzynkę z narzędziami taty. Czy uda mu się przechytrzyć morskiego potwora? Czy żaglówka z desek i prześcieradła jest w stanie przepłynąć morze? Czy pokój Tymka kryje więcej tajemnic?
To książka jednocześnie współczesna i czerpiąca z klasycznych historii. Znajdziemy tu echa pirackich opowieści, uwielbianych przez dzieci na całym świecie. Odwołuje się do siły dziecięcej wyobraźni, ale jednocześnie porusza bardzo aktualne tematy. Mówi o stosunku człowieka do natury. Przypomina, jak ważne i dające satysfakcję jest życie w harmonii z przyrodą. Pokazuje, że nasze umiejętności możemy wykorzystać w różny sposób i w różnych sytuacjach.
O przepięknych ilustracjach mogłabym w zasadzie nie pisać. Wystarczy, że widzicie zdjęcia. Soczyste, pełne szczegółów, przypominające filmowe kadry. Z kolei te utrzymane w palecie błękitów, to obrazy dotyczące historii Morgana. Sam tekst jego opowieści jest również niebieski.
Myślę, że Chłopiec z wyspy będzie idealną wakacyjną opowieścią. Tym bardziej w tym roku, kiedy wyobraźnia będzie nam potrzebna bardziej niż kiedykolwiek. To też cudowny prezent na Dzień Dziecka.