Choć w tej serii jest już sporo tomów, to ja poznałam Misię Marysię dopiero przy okazji świątecznego wydania i muszę przyznać, że nie wiem, jak to się stało, że wcześniej na nią nie trafiłam.
Właśnie pojawił się kolejny tom, a w nim trzy historię na wiosnę.
Najpierw o tym, za co polubiłam „Marysię”:
Ciepłe, radosne ilustracje trochę kojarzą mi się z kreskówkowym Bingiem, którego lubimy oglądać z Iwem. Tekst jest prosty, czcionka duża (książka może się w przyszłości przydać do nauki samodzielnego czytania), każda rozkładówka to duża ilustracja i strona tekstu. Dodatkowo wyróżnione i podpisane - są niektóre elementy widoczne na ilustracjach – zabieg znany nam z „Pucia”, idealny do ćwiczenia mówienia, wzbogacania słownictwa. Znajdziecie tu rzeczowniki, ale tez krótkie zdania opisujące to, co robią bohaterowie: „Popycha rowerek.” „Kręci mu się w głowie.”
Przedstawione sytuacje to codzienność każdego malucha – dlatego dzieci chętnie je czytają i identyfikują się z bohaterką, mimo że ta jest… koalą. Wiem – koale to nie misie ;) i wiem, że niektórzy z Was są bardzo na to wyczuleni. Z kronikarskiego obowiązku donoszę więc, że przydomek „Misia” dotyczy tylko Marysi i w znanych mi częściach nie zauważyłam nazywania misiami rodziców – mamy Tatę Koalę i Mamę Koalę. Marysia ma też ukochane zwierzątko – chomika Gryzka i młodszego braciszka.
W najnowszej części znajdziecie trzy opowiadania:
- Marysia i wielkanocne jajka
Marysia i Gryzek malują pisanki. Zakładają fartuszki, uważają, żeby nie upuścić jajek, po zabawie sprzątają. Następnego poranka, uzbrojeni w koszyczki i taczkę, szukają w ogrodzie czekoladowych jajeczek. Po degustacji czekoladowych przysmaków cała rodzina zasiada do świątecznego śniadania
- Marysia i nowy rowerek
Misia Marysia dostaje na urodziny wymarzony rowerek. Ćwiczy jazdę na podwórku. Mama przypomina jej, że musi założyć kask. I całe szczęście – dziewczynka rozpędza się za bardzo, a nie wie gdzie jest hamulec. Kończy się rozbitym kolanem i lekiem przed podjęciem kolejnej próby.
Wtedy do akcji wkracza chomik Gryzek. Kiedy zajmuje miejsce Marysi na siodełku, trochę zazdrosna Koala mobilizuje się i postanawia spróbować ponownie. I idzie jej coraz lepiej.
- Marysia na placu zabaw
Słoneczny dzień zachęca do wyjścia z domu. Mama Koala zabiera dzieci na plac zabaw. Marysia zjeżdża ze zjeżdżalni (i wspina się po niej na górę). Gryzek wpada na pomysł, żeby zjechać głową w dół – ale przecież to niebezpieczne!
Okazuje się też, że nie dwoje jeźdźców na drewnianym koniku, to nie najlepszy pomysł – chomik spada. Na szczęście miękko ląduje w piaskownicy. Mały braciszek Marysi próbuje jeść babki z piasku – trzeba mu wytłumaczyć, ze nie wolno tego robić.
To nie koniec przygód – Gryzek za bardzo szaleje na karuzeli, na której nie udaje mu się utrzymać. W domu na wszystkich czeka tata z pizzą. Tymczasem mama… przysypia w fotelu – czy można jej się dziwić po tak emocjonującym dniu na placu zabaw? Okazuje się, że dla dzieci to nie do końca zrozumiałe ;)
Jak widzicie książka przemyca wskazówki jak się bawić, żeby nikomu nie stała się krzywda. Będzie znakomitym pretekstem, żeby przez wiosennym sezonem omówić z maluchami kwestie bezpieczeństwa.