To seria, w której zakochałam się od pierwszego, wiosennego tomupierwszego, wiosennego, tomu (link do poprzedniej recenzji o toli). Teraz wraz z ciekawską czterolatką i jej rodziną wraczamy w jesień.
Tola nie mogła doczekać się jesieni, to właśnie wtedy miał urodzić się jej mały kuzyn. Mikołaj wreszcie pojawia się na świecie. Wraz z Tolą obserwujemy dom cioci Zochy i wujka Ziemka – dom, w którym pojawia się noworodek. Widzimy karmienie piersią, noszenie w chuście, radość i zmęczenie świeżo upieczonych rodziców.
Ale „Jesień Toli” to też jesień każdego przedszkolaka – zbieranie kasztanów i robienie z nich ludzików, robienie karmnika i obserwowanie ptaków na balkonie, deszczowe dni i puszczanie papierowych łódeczek na kałuży (pomysł, który zapamiętuję i na pewno zrealizuję z dziećmi!)
Jesień to też przeziębienia i przedszkolne infekcje, leczone gorącą zupą. To także, choć jeszcze dziś o tym nie myślimy, przygotowywanie pierniczków, które przecież muszą swoje odleżeć przez świętami – jeżeli wcześniej nie zjedzą ich małe łasuchy ;)
Tak jak w poprzednich częściach, znajdziecie tu szczęśliwe dziecko, otoczone miłością najbliższych.
Kolejny raz jestem pod wrażeniem tego, że proste historie, pokazujące dziecięcą codzienność, mogą mieć taką siłę.
Jeśli przerażają Was nadchodzące chłody i długie wieczory, boicie się jesiennej nudy i nie macie pomysłu, jak spędzić piękną jesień z dzieckiem, przeczytajcie „Jesień Toli” – ja już się nie boję!
Autor: Anna Włodarkiewicz Magiczne ilustracje: Ola Krzanowska